sobota, 1 lutego 2014

Rozdział III

Jakby coś to obserwatorzy wysuwają się z prawej strony :) Mam nadzieję, że wszystkim udały się ferie lub będą udane, pozdrawiam dwóch chłopców z pociągu ze Szczecina Głównego do Krakowa Głównego :D Miłego czytania, no i ten - do usłyszenia! YOŁ :*
_______________________________________________________________
                    Nie śnił o niczym. W całości odddał się ramionom Morfeusza, bezbronny i niewinny jak małe dziecko. Gdy się obudził, zdawało mu się, że nawet jako dziecko nie spał tak dobrze. W pomieszczeniu słońce, które już dawno wstało, oświetlało radośnie każdy zakątek a lazurowe niebo błagało o przechadzkę pod jego płaszczem. Zmrużył leniwie oczy od mocnego światła, nie dość jeszcze przyzwyczajony do jasności panującej na świecie. Podpierając się łokciami podniósł się do pozycji siedzącej, a raczej taki był jego zamiar. Syknął wściekle gdy opadł spowrotem na poduszki. Cholera. Przecież wcześniej się udało! Rozejrzał się szybko po pokoju szukając jakichkolwiek oznak życia, wszędzie jednak panowała cisza i pusta przestrzeń. Westchnął chrapliwie, gdy spróbował wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk.Trzeba będzie poćwiczyć mówienie. Czy ja jeszcze aby tego nie zapomniałem? Jestem jak małe dziecko. Co za ironia. Naprężył z całej siły wszystkie mięśnie i po jakimś czasie udało mu się wstać. Dobra, teraz trzeba rozruszać nogi. Nic łatwiejszego, po prostu nic łatwiejszego….

                   Gdy wstała późnym rankiem pogoda panująca na zewnątrz niezmiernie ją oczarowała. Teraz więc, po lekkim śniadaniu złożonym z tosta i małej jajecznicy spacerowała po ogromnym, zadbanym przyzamkowym ogrodzie, który niejednemu zbłąkanemu wędrowcy zapierał dech w piersiach. Było w nim wszystko: dumne pawie, łabędzie na sporej wielkości stawie, stare drzewa i wielkie wierzby, róże i niespotykane nigdzie indziej kwiaty, posągi imponujących rozmiarów z marmuru (najczęściej przedstawiające zwierzęta lub anioły, czasem demona) oraz owocowe drzewka w sadzie rosnącym tuż przy ogromnym murze, ktróry oddzielał to miejsce od świata. Bardzo ceniła sobie prywatność, szczególnie że istoty magiczne nie były zbyt mile widziane w wioskach shinobi. Stanęła przed stawem, po którym dumnie pływały białe ptaki i uśmiechnęła się lekko. Nigdy nie ingerowała w ich życie, nie pomagała im. Uważała, że tak jest najlepiej. Taak. Niech każdy żyje swoim życiem. Usiadła i skrzyżowała nogi, po czym wyciągnęła przed siebie dłonie i skupiła Magię. Musiała trochę pomedytować i wyciszyć myśli. Od 3 dni jej myśli kierowały się w stronę sypialni w zachodnim skrzydle zamku, gdzie leżał czarnowłosy mężczyzna. Zaglądała tam tylko raz dziennie, z samego rana by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Za każdym razem zastawała to samo: pogrążonego w głębokim śnie człowieka, zmęczonego życiem. Tak było i tym razem, więc z czystym sumieniem wyszła na dwór. Świeże powietrze zawsze na nią dobrze działało.

                     Po blisko godzinie udało mu się już bez większych przeszkód poruszać po pokoju. Na stoliku obok łóżka stała szklanka wypełniona krystaliczną wodą. Pamiętając, jaki miała na niego wpływ, gdy pierwszy raz się obudził , wypił ją za jednym razem i od razu poczuł, jak jego ciało i myśli ożywiają się. Postanowił odnaleźć tę zadziwiającą kobietę, która go tutaj sprowadziła. Po co? Jaki jest jej cel? Zmarszczył brwi i ponownie wetchnął, po czym nagle zaczął głośno kaszleć. Gardło stało się bardzo wrażliwe, starał się je więc troche pobudzić. W końcu kiedyś się będzie musiał odezwać. A im szybciej to zrobi, tym szybciej dowie się o powodach swojego pobytu tutaj. Musi ćwiczyć. Pełny pewności w siebie zaczął ćwiczenia, niezbyt mozolne, jak się później okazało… Jego krtań nie była w tak złym stanie, jak mu się wydawało. W końcu brzmiał już tylko, jakby był lekko skacowany. Da się przeżyć. Powoli rozciągnął mięśnie, krzywiąc się jeszcze lekko z powodu niemiłego uczucia w stawach. Zakwasy to chyba będę miał jeszcze przez jakiś tydzień.Ale zaraz uśmiechnął się. Jest wśród żywych, a za to, w porównaniu do jedynie nieprzyjemnego uczucia które miał teraz, u diabła musiałby zaprzedać swoją duszę. Nie raz to go kusiło, ale trwał przy swoim. Aż do teraz. Nie wiedział, komu ma dziękować za swój powrót na ziemię… Bogu, czy może tej dziewczynie? Po pewnym czasie zorientował się, kim ona jest. Swego czasu, gdy planował zamknąć króla demonów przebywał przez krótki czas wśród kilku z nich. Przekonał się, jak mściwe i silne potrafią być. Był pewien, że właśnie o to chodzi jego wybawicielce. Zazdrość o wyczyny innej wiedźmy… Stwierdził jednak, że woli na ten temat porozmawiać z niebieskooką, co go niezmiernie zdziwiło. Nigdy nie rezygnował ze swoich przemyśleń, szybko jednak przypisał ten wyczyn zaintrygowaniu jej umiejętnościami. Niepewnym, lekko chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju i rozejrzał się wokół. Stał w ogromnym holu, przerobionym w starym stylu. Na wysokich od podłogi do sufitu oknach udrapowane były krwistoczerwone tkaniny, nadające wnętrzu tajemniczości, stwierdził jednak słusznie, że atmosfera tego… zamku (uśmiechnął się lekko na tę myśl) jest miła.
- No to czeka mnie trochę szukania – cichy i niski, typowo męski pomruk wydobył się z jego gardła, a na wąskie usta wkradł się złowieszczy uśmiech. Nie zamierzał czekać, aż ktoś się pojawi. Wolał sam dowiedzieć się wszystkiego. Na początek, zacznie może od kuchni, a potem od biblioteki… Burczenie w jego brzuchu stawało się coraz bardziej irytujące.

                     Przeciągnęła się leniwie jak kot, mrucząc ostatnie inkantacje jakby od niechcenia pod nosem i z cichym westchnieniem spojrzała na nieboskłon. Słońce stało już wysoko na niebie, a ona poczuła niespokojne mruczenie w swoim brzuchu.
- Czas na obiad – mruknęła zadowolona, po czym wstała. Medytacja zawsze ją uspokajała i wyciszała. Po chwili zmarszczyła jednak lekko brwi. Nie wyczuwała już żadnego uśpionego umysłu w pobliżu, a to by oznaczało dwie rzeczy… Albo Madara już się obudził, albo coś poszło nie tak i wrócił do Przedświata. Kiedy jednak wkroczyła do ogromnego holu, uspokoiła się. Tutaj w powietrzu wyczuła potężną moc.
- Yaruu – jej cichy głos rozniósł się echem i po chwili przy jej boku pojawiła się nieco wystraszona dziewczyna, kilka lat młodsza od Mari. Miała piękne rude włosy i duże, złote oczy.
- Tak, pani? – wymamrotała cicho, spuszczając wzrok z uważnych i prawie przezroczystych oczu kobiety.
- Co porabia nasz gość?
- Z – zdaje się… że jest w jadalni, pani… – kiwnęła tylko głową. W końcu musiał być głodny.
- Dobrze. Powiedz Mai, by przygotowała jeszcze jedną porcję obiadu, dobrze?
- As like you wish – nastolatka kiwnęła tylko głową i szybko zniknęła. Mimo że panna Xeno zawsze była dla niej miła i uprzejma, to czuła do niej lekki strach i respekt. Te jej oczy i aura, jaką wokół siebie roztaczała… Wiedziała o tym, że jest medium i nie podzielała zdania innych, że te powinny być brzydkie, stare, wstrętne i złośliwe. Jej pani była tego najlepszym dowodem. Mimo wszystko… budziła w niej lęk. I jeszcze ten mężczyzna, którego kilka dni temu wyniosła z komnaty, do której nawet jej nie wolno było wchodzić. Mimo że był nieprzytomny, biła od niego potężna moc oraz coś mrocznego, czuła to… Był też bardzo przystojny i za każdym razem, gdy przychodziła zetrzeć kurze w jego pokoju, rumieniła się lekko. Z jego twarzy wywnioskowała, że był kilka lat starszy od Mari, od niej więc jakieś 10 lat. Zarumieniła się nagle od swoich myśli. Cichym krokiem weszła do kuchni i powtórzyła nieśmiało słowa panienki Xeno, po czym szybko czmychnęła. Musiała trochę poukładać swoje myśli…

                 Z zapałem zjadał wszystko, co było postawione przed nim na długim, czarnym jak heban stole. Po dość krótkim czasie udało mu się znaleźć jadalnię, gdzie czekał już zastawiony stół. Jedzenie było mile gorące i świetnie pachniało, toteż długo się nie zastanawiał. Nawet jego rozsądek nie mógł wygrać, gdy był głodny jak wilk. W końcu tu mogła być trucizna. Ale cóż poradzić? Czuł się, jakby nie jadł 100 lat. I tak w zasadzie było. Nie zwrócił uwagi na lekko uchylające się drzwi, zignorował również intruza, gdy ten podszedł do niego od tyłu. Wiedział, że to była ta kobieta, Xeno. Mimo, że widział ją (a raczej czuł jej obecność) dopiero drugi raz w życiu, łatwo ją rozpoznał. Miała typowy dla siebie charakter siły, która emanowała na całe otoczenie. Już miał wgryźć się w miekką bułeczkę ze starannie ułożonym na niej kawiorem, gdy ta ni z gruszki, ni z pietruszki po prostu… wyleciała mu z ręki. Zdziwiony odwrócił się przodem do kobiety stojącej z tyłu.
- Pierwsza zasada panująca w tym domu: nie tykać mojego obiadu. Druga zasada: nie ładować swojego bezczelnego tyłka na moje miesjce. Trzecia zasada: NIE TYKAĆ KAWIORU, bo wyrwę tchawice! – jej oczy były groźnie zmrużone, a w ręku obracała bułkę z czarnymi jajeczkami na wierzchu. Wstał wolno, ciągle patrząc jak zahipnotyzowany w jej oczy i podszedł do niej powoli. Czuł jej ciepły oddech na swojej szyi i przeszły go ciarki, nie lepiej było z nią. Mimo że była wściekła, jego czarne oczy sprawiały, że czuła się niezręcznie. Za chwilę jednak to miejsce zajęła chęć czystego mordu. Mężczyzna pochylił się nad nią i… ugryzł bułkę. Teraz z rozkosznym uśmiechem przeżuwał kęs, uśmiechając się złośliwie. Widząc trzęsące się z wściekłości ręce kobiety, mruknął tylko, lekko jeszcze zachrypniętym głosem.
- Nawet niezłe. -
To przpełniło czarę goryczy. Wściekła rzuciła mu w twarz kanapką. Nie zdążył się do końca uchylić i teraz jego włosy były całe w ikrze. Zmrużył oczy i już chciał zrobić coś, czego później by pewnie żałował, kiedy między nich wleciała drobna dziewczyna. Widząc go, zarumieniła się potwornie, aż zaczął się zastanawiać, czy czasem para nie buchnie jej uszami, albo krew nie pocieknie z nosa.
- Nie teraz Yaruu – warknęła wściekła niebieskooka, odsuwając na bok biedną dziewczynę zanim ta zdążyła coś powiedzieć.
- A… Ale… L… Lo… Lord Orochimaru tu jest! – wydukała szybko, starając się nie patrzeć na nieco zdezorientowanego czarnookiego. Jego oczy wyrażały nieme zapytanie, które Mizuri, w pamięci mając jeszcze zdarzenie sprzed minuty, zignorowała. O nie. Tak z nią nie będzie pogrywał. Teraz jednak miała inne sprawy. Musiała spławić tego starego, wyliniałego węża. Nagle wpadła na pewien pomysł. Uśmiechnęła się złowieszczo.
- Uchiha, masz szansę odpłacić mi się za mój kawior. Wyczyść się i przyjdź do głównego holu, proszę.
_______________________________________________________________________
autor:samaro

1 komentarz:

  1. O szarpnelas sie na dłuższy rozdział ;)
    nie to żeby mi się podobal, ale no fajny, fajny, nie skomentowałam poprzedniego rozdzialu bo musiałam wyjechać i nie było czasu. Rozumiesz ? Powiedziałabym co jest nie tak, ale siedzisz obok mnie.
    to bez pozdrowienia, zdychaj i takie tam ;)

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA